Albania stała się popularnym kierunkiem urlopowym dla Polaków. Mimo, że miałam już okazję odwiedzić kraj ponad 10 lat temu, zdecydowałam się zrobić to ponownie. Czy Durres mnie zaskoczyło? Nie, ale jak to ze mną bywa – nie mam oczekiwań co do danego miejsca. Cenię w sobie za to szczerość i chłodne spojrzenie w wielu kwestiach. Być może również to we mnie docenisz. Sprawdź, jak wyglądają realia miasta i kurortu Durres – Albania.
O REGIONIE
Durres to nie tylko miasto, ale także nazwa największego kurortu w Albanii. Jest tu także główny port, który każdego roku obsługuje ponad milion pasażerów. Poza funkcją turystyczną, stanowi również ważny punkt przemysłowy, istotny nawet dla sąsiadów Albanii. Ze względu na brak dostępu do morza, Północna Macedonia zmuszona jest do korzystania z najbliższego dostępnego portu, którym właśnie jest ten przy kurorcie.
Durres to względnie młody, jeszcze nie w pełni rozwinięty kurort, więc jego rozbudowa wciąż trwa. Władze Albanii dużo inwestują w region, stawiając na turystykę i zyski z tego płynące. Krążą plotki o planach przeniesienia części portu przemysłowego do innego miasta, ze względu na obniżenie atrakcyjności regionu. Władze chcą za to stworzyć luksusową marinę 🙂
Miasto jest duże, drugie największe zaraz po stolicy kraju, Tiranie. Jest ważnym ośrodkiem turystycznym, ale chyba nie aż tak ważnym, jak myślałam. Tak naprawdę, głównym ośrodkiem jest cała linia brzegowa, która ciągnie się ponad 60 kilometrów na południe od miasta. To tutaj wyrosły jak grzyby po deszczu hotele i ukształtowała się infrastruktura dostosowywana pod turystykę.
Do miasta Durres prowadzi główna droga. Dla gości w hotelach znajdujących się w bliższej odległości od miejscowości, to raptem 30-minutowy spacerek chodnikiem. Dla mieszkańców południowej części kurortu, spacer nie wchodzi w grę, dystans jest za długi, a droga niedostosowana pod pieszych. Spokojnie, do miasta kursują autobusy, które w zależności od trasy, pobiorą od Ciebie kilka euro za przejazd. Bilety możesz kupić u kierowcy.
HOTELE, NOCLEGI
Linia brzegowa całego regionu jest zapchana hotelami o wyższym bądź niższym standardzie. Króluje wysoka, ciasna zabudowa po całej długości kurortu. Hotele wyglądają wręcz jak doklejone do siebie. Każdy w końcu chce mieć swój kawałek plaży. Na południu jest nieco luźniej, wciąż znajdą się niezagospodarowane jeszcze kawałki ziemi. Na korzyść tej sytuacji działa fakt, że wiele hoteli to nowe i dobrze wyglądające budynki. „Deweloperki” budowane są pod aktualne standardy i trendy, więc część hoteli oferuje komfortowe pokoje i nowoczesne rozwiązania. I to wszystko za „przyzwoite” pieniądze.
Oczywiście, kwestia finansów jest kluczowa. Standardy, jak wszędzie, są różne, tak samo potrzeby i oczekiwania gości. Hotele, mimo, że szczycą się pięcioma gwiazdkami, mogą nie odpowiadać naszym standardom tej kategorii. Luksusowe hotele przeplatają się na zmianę z pensjonatami i blokami z czasów komuny, a ich nowoczesny design podkreśla tylko brzydotę tych drugich. Urbanista płakał jak projektował 😀
Mimo wszystko, chyba byłabym niesprawiedliwa, jakbym postawiła tezę, że oferta noclegowa w Durres jest kiepska. Miałam okazję rozmawiać z gośćmi z różnych hoteli i wrażenia wydają się być pozytywne. Zawsze oczywiście znajdzie się powód do narzekania, ale suma summarum każdy był usatysfakcjonowany swoim wyborem. Standardem w większości hoteli jest all inclusive, zewnętrzny basen oraz dostęp do plaży.
Jeśli zamiast hoteli, preferujesz prywatne apartamenty, to także nie będziesz miał/a większego problemu ze znalezieniem właściwego. Na portalach typu booking.com czy airbnb.com znajdziesz nocleg na każdą kieszeń.
OKOLICA DURRES – ALBANIA
Rzeczywistość poza hotelem nie jest szczególnie urodziwa. Jak to w krajach postkomunistycznych bywa, dominują zaniedbane bloki i ogólny „szary” nieporządek. Przez specyficzne prawo w Albanii, wiele budynków stoi niedokończonych. Wybudowane są tylko pierwsze piętra, a przy następnych sterczą druty zbrojeniowe i kolumny, sugerujące dalszą rozbudowę budynku. Dlaczego, zapytasz. Otóż Albańczycy, tak samo jak Polacy, nie lubią płacić podatków, a na niedokończonych budynkach można zaoszczędzić. Albańczycy stawiają zatem domy, których nie planują dokończyć. W ten sposób obchodzą prawo.
Mieszkańcy mówią, że domy są niedokończone celowo, aby następne pokolenia mogły się budować wyżej. W końcu Albańczycy uchodzą za bardzo rodzinny naród. To też jest prawda – niektóre domy faktycznie powstają z myślą o dalszej rozbudowie. Nie można generalizować i zakładać z góry, że każdy chce zaoszczędzić na podatkach.
Na innych blogach wyczytałam także, że to kwestia niedoszacowania kosztów i ostatecznie braku funduszy na dokończenie domu. W tym też tkwi ziarno prawdy. Samo życie – w Polsce też spotkamy wiele niedokończonych budynków, bo inwestor nie doszacował kosztów. Mimo wszystko, argument z ucieczką przed podatkami jest moim ulubionym. Wpływa to niekorzystnie na krajobraz miejski, ale czymże są doznania wizualne turysty, przy możliwości uniknięcia podatków?
Gdybym miała rzucić jeszcze kilka ogólnikowych haseł, poza powyżej opisaną samowolką budowlaną, to dodałabym:
- Zaniedbana infrastruktura drogowa,
- Brud i słaba gospodarka odpadami,
- Bezpańskie psy i żebractwo
- Nieprzyjemne zapachy z kanalizacji.
Tak mniej więcej mogę streścić moje odczucia odnośnie Durres. Czy te hasła aż tak bardzo odbiegają od standardów, do jakich przyzwyczailiśmy się w Turcji, Grecji czy Bułgarii?
Napiszę też wprost – nie udało mi się uchwycić na zdjęciach tej szarej rzeczywistości o której piszę powyżej. Prawda jest taka, że trochę jej unikałam, ponieważ czasem przytłacza mnie obraz który widzę. Nie jestem też osobą, która robi zdjęcia żebrzącym dzieciom, czy śmieciom, walającym się po ulicy.
PLAŻA W DURRES – ALBANIA
Postawmy sprawę jasno: Malediwy to nie są. Plaża jest piaszczysta, bądź piaszczysto- żwirkowa. Przy moim hotelu dobudowano także betonowy podest ze schodami do wody – po co? Nie wiem, ale wiem tyle, że wygląda to źle. Piasek nie jest biały i miałki, a woda przypomina Bałtyk. Piasek podrywany przez falę mąci się i nadaje brunatnego odcienia wodzie.
Plaże są publiczne i zapchane po brzegi leżakami. Czasami ciężko się przedrzeć przez gąszcz plażowiczów. Na plażach brakuje śmietników i część odpadów ląduje do wody lub fruwa na wietrze. W kwestii śmiecenia to nie turyści wydają się być problemem, a rodowici Albańczycy.
Brak poszanowania dla wspólnych przestrzeni to problem, który towarzyszył mi przez większość pobytu. Szczególnie upierdliwy był brak zakazów lub chociaż stref dla palących. Okazało się. że Albańczycy palą dużo i palą wszędzie. W hotelu przy basenie, przy stolikach w barze, na plażach. Każda przestrzeń na zewnątrz to przestrzeń dobra do palenia. Nie ważne, czy tuż obok jesz posiłek czy relaksujesz się na leżaku. Mi smród papierosów towarzyszył wszędzie i były to głównie fajki miejscowych. Turyści zza granicy jednak coraz częściej przerzucają się na elektroniczne papierosy, które tak nie śmierdzą.
Innym mankamentem są meduzy, które niestety mogą być zagrożeniem dla zdrowia człowieka. Pojawiają się sezonowo i znienacka, więc warto podpytać w hotelu o aktualną sytuację przy plaży. Na południu Albanii, w Morzu Jońskim, spotkać możesz natomiast jeżowce a nawet węże półwodne, w Durres raczej niespotykane. Z plusów powinnam wspomnieć o ciepłej wodzie i łagodnym, długim zejściu do morza. Fale są delikatne i pewnością czyni to wybrzeże bezpiecznym dla rodzin z dziećmi.
ATRAKCJE
No cóż, co Ci mogę zaproponować…
Prawdopodobnie wycieczkę w inne części kraju. Albania to górzysty i bardzo atrakcyjny kraj pod kątem przyrodniczym. Pasjonaci zagmatwanej historii również się tu odnajdą. Na szczególną uwagę zasługują takie miejsca jak Jezioro Koman, (nazywane małą Tajlandią), historyczne miasta Kruja i Berat, rezerwat przyrody The Blue Eye. Jeziora Ochrydzkie i Szkoderskie to również wspaniałe wybory. Jeśli poszukujesz rejsu, to udaj się do Wlory, skąd wypływają statki w kierunku wyspy Sazan oraz na dziki półwysep Karaburun. Tam z pewnością czekają Cię piękniejsze plaże.
Z bliżej położonych atrakcji mogę zasugerować popołudnie w mieście Durres, spacerując po centrum oraz promenadzie lub Tiranę, stolicę kraju. Kilkukrotnie natrafiłam także na reklamę Bunk’Artu, czyli największego bunkru w mieście, przerobionego na muzeum historii Albanii. Nie byłam, ale coś czuję, że spodobałoby mi się. W Durres poza promenadą, na szczególną uwagę zasługuje rzymski amfiteatr w centrum miasta, wielki meczet nieopodal oraz muzeum archeologiczne (aktualnie zamknięte z powodu remontu – stan wiedzy na lipiec 2024).
Aktywni fizycznie mogą udać się w góry. Jak już wspomniałam, Albania to górzysty kraj (ponad 75% to tereny górzyste), więc tras trekkingowych jest sporo. Najpopularniejsze ścieżki znajdują się w Górach Przeklętych, w parku narodowym Thethit. Niestety, z Durres do parku jedzie się prawie 4 godziny, więc organizacja takiej wyprawy może być problematyczna. Jeśli chcesz na Albanię popatrzeć z góry, to niedaleko Tirany jest szczyt górski Dajti, który można zdobyć pieszo lub z pomocą płatnej kolejki górskiej.
CZY WARTO W TAKIM RAZIE?
Odpowiem jak prawnik: to zależy. Albania to interesujący kraj i ciekawy kierunek. Kiedy zdamy sobie sprawę z losów historycznych, łaskawszym okiem spojrzymy na albańską rzeczywistość. Jest jeszcze wiele do poprawy, nie łudźmy się. Jako kurort i ośrodek typowo wypoczynkowy dla turystów, Durres to nie jest miejsce, które Cię usatysfakcjonuje. Spotkałam się z teorią, że biura podróży bardzo ochoczo wysyłają tutaj turystów, ponieważ mają bardzo atrakcyjne warunki współpracy z hotelami i jest to wyjątkowo korzystna kooperacja. Nie jestem w stanie potwierdzić tych słów.
Uważam, że dużą zaletą okolicy jest jej centralne położenie. Dzięki tej lokalizacji miasto jak i cały region stanowią dobrą bazę wypadową do atrakcji w innych częściach kraju. Okolica jest także dobrze skomunikowana i przygotowana na wszelkie potrzeby turystów.
Jeśli nie masz za dużych oczekiwań i liczysz na odpoczynek przy basenie w całkiem rozsądnych pieniądzach, to tutaj jest szansa to otrzymać. Nie poznasz w Durres kultury i prawdziwego klimatu Albanii, ale kto przyjeżdża po to do kurortów? 😉