Taman Negara – najciekawsza atrakcja Malezji

Przeczytasz tu o:

Nigdy nie pomyślałabym, że podczas podróży po Azji Południowo – Wschodniej najbardziej ekstremalny dzień w parku Taman Negara, okaże się tym, który wspominam najlepiej. Tego dnia było wszystko – pot, łzy i krew. I jeszcze za to zapłaciłam.

Taman Negara (malez. park narodowy) to nic innego, jak ogromny park narodowy znajdujący się na terenach kontynentalnej Malezji. Park zajmuje 4343km2 i położony jest na obszarze trzech malezyjskich stanów: Pahang, Kelantan i Terengganu. Zgodnie z aktualną wiedzą jest to najstarszy las deszczowy na świecie, którego wiek określa się na około 130 mln lat.

Pominięcie tej atrakcji podczas wizyty w Malezji, uznaję za grzech ciężki. Malezja obfita jest w spektakularną naturę, a Taman Negara to jej dzieło popisowe na kontynencie. Uważam, że jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto nie jest fanem wielkich metropolii i miejskiego zgiełku Kuala Lumpur.

Taman Negara – jak się tam dostać?

Do parku narodowego, a dokładniej wioski Kuala Tahan, najłatwiej dostać się z dwóch miejsc:

  • Kuala Lumpur (ok. 5 h drogi)
  • Cameron Highlands (Tanah Rata i okolice – ok. 6 h drogi)

Trasę łączącą te miejscowości obsługują przynajmniej dwie agencje turystyczne:

  • Han Travel Sdn Bhd
  • NKS Hotel and Travel Sdn Bhd

To z ich ofert polecam skorzystać. Agencje są dobrze zorganizowane i poza transportem, oferują wycieczki, informują o zasadach panujących na miejscu i wszelkich opłatach jakie musimy uiścić, jeśli chcemy wejść do parku. Oczywiście, wszystko jest skomercjalizowane i bez wątpienia przygotowane pod turystów, niemniej jednak wielu innych alternatyw dostania się do parku nie ma.

Za nasz transport z operatorem NKS Hotel and Travel Sdn Bhd z Cameron Highlands zapłaciliśmy 104,50 MYR od osoby, czyli ok. 95,30 zł (kurs na dzień 06.09.2023).

Rozpędzeni prosto w stronę Słońca 🙂

Jak zawsze, bilety kupiłam na 12go.asia, ale dostaniesz je także na busonlineticket.com. Bilety powrotne z jednodniowym wyprzedzeniem kupisz na miejscu, w biurze agencji. Z tego miejsca również rozpoczynają się wyprawy do parku z przewodnikami.

Droga do Kuala Tahan niemalże zawsze prowadzi przez miejscowość Jerantut. Tutaj z reguły następuje krótka przerwa oraz przesiadka do busa, który zabierze Cię bezpośrednio do wioski w sercu Taman Negara. Cóż, piszę „krótka”, ale proponuję nastawić się na około godzinną przerwę. To właśnie tutaj personel firmy przekaże Ci wszystkie informacje i odpowie na Twoje pytania. W całym procesie niezbędny będzie dokument tożsamości, więc miej go pod ręką.

Do Kuala Tahan można dostać się także łodzią. Jest to jednak rozwiązanie sezonowe i zależne od stanu wody w rzece i pogody. Jeśli interesuje Cię taka opcja, to również kieruj pytania do pracowników agencji.

Taman Negara – gdzie spać, co jeść?

Kuala Tahan posiada dobrze rozwiniętą bazę noclegową, jak na panujące w wiosce warunki. Nie znajdziemy tam luksusów, ale podstawowe, kameralne obiekty noclegowe już jak najbardziej. (Piszę nieprawdę – znajdziemy obiekty o podwyższonym standardzie, jednak ze względu na specyfikę miejsca, dużo bardziej klimatyczne, a niewiele gorsze jakościowo są guesthouse’y i chalety).

Kuala Tahan

My trzy noce spędziliśmy w D’pinggir Guest Room – skromnym Guestroomie, nieco oddalonym od „centrum” wioski. Polecam, chociaż w gorące dni, takie jak nam się trafiły, klimatyzacja ledwo dawała radę. Obiekt stoi na otwartej przestrzeni, z dala od jakiegokolwiek cienia, przez co błyskawicznie się nagrzewa. Trzy doby kosztowały nas ok. 211 złotych + doliczony podatek turystyczny.

Jeśli chodzi o jedzenie, to knajpek do wyboru jest o dziwo całkiem sporo. Głównie ulokowane są przy rzece, a pozostała część jest w centralnej części wioski. Bez problemu znajdziesz rano miejsce na niedrogie śniadanie, a wieczorem na bardziej obfity obiad. Nas zachwycił posiłek przygotowany w Moma Chop – Przepyszne i niesamowicie sycące potrawy z kuchni hinduskiej.

W zestaw posiłku w Moma Chop wchodzi: chlebek naan, soczewica, ryż, chicken masala, kapusta, warzywka ala subji.
Część restauracji w Kuala Tahan to „floating restaurant”, czyli restauracje na wodzie.
Kuala Tahan, Malezja
Tak wyglądają „floating restaurants”
rzeka w kuala tahan
Rzeka Tembeling przy wiosce.

Zwiedzanie z przewodnikiem + ceny

Dlaczego warto wyjść poza utarte szlaki Taman Negara? Spacer po kładce jest w porządku, jeśli towarzyszą Ci w podróży dzieci, lub gdy kondycja zdrowotna nie pozwala na eksploracje wiecznie zielonego lasu deszczowego. W innym przypadku nie uznaję wymówek 🙂

Bilety wstępu to koszt raptem 1 MYR. Ale diabeł tkwi w szczegółach -otrzymujesz wejściówkę, której musisz strzec jak oka w głowie, bo jej brak podczas kontroli skutkuje karą finansową wysokości nawet 10 000 MYR (Nas sprawdzali dwa razy). Jeśli chcesz w parku robić zdjęcia, to również musisz zapłacić, ale już 5 MYR, za każde urządzenie, którym planujesz fotografować. Tutaj także grożą kary finansowe za nieprzestrzeganie przepisu.

Wejście do parku znajduje się po drugiej stronie rzeki, zatem jeśli chcesz się tam dostać, musisz skorzystać z Longboat, czyli łódki, pełniącej rolę wodnej taksówki. Na drugim brzegu kieruj się w stronę budynku Park Centre, gdzie załatwisz wszystkie formalności, uiścisz opłaty i zostaniesz pokierowany dalej.

Lokalne biura w swojej ofercie mają kilka możliwości zwiedzania parku:

  • Jednodniowa wycieczka po lesie ( często prowadząca do wodospadu, a następnie łodzią do wioski tubylców) – nasz wybór
  • Dwudniowy trekking z noclegiem w jaskini lub dżungli,
  • Nocne safari,
  • Różnorodne kombinacje powyższych opcji, oraz wycieczki spersonalizowane.

Postawię też sprawę jasno: ceny wycieczek do Taman Negara z przewodnikiem poszły znacznie do góry. Na wielu blogach widziałam ceny o 50% – 80% niższe, niż te aktualne z czerwca 2023r. Za naszą wycieczkę jednodniową zapłaciliśmy 300 MYR/ 2 osoby, co uwzględniając przewalutowanie na koncie, zaokrąglam do 300 złotych. Niemniej jednak na przestrzeni najbliższych lat spodziewałabym się kolejnych podwyżek.

taman negara
Fragment kładki – po tej trasie można chodzić bez przewodnika.
taman negara, malaysia
Natura w Taman Negara

Na trasie dostępnej bez przewodnika trafimy na Canopy Walkway, czyli najdłuższy na świecie system kładek podwieszonych na drzewach. Całość ma ok. 550 m, a spacer pośród koron drzew trwa ok. 20 – 30 minut. Koszt 5 MYR, czyli ok. 4,50 zł.

Canopy Walkway

Czy w dżungli jest niebezpiecznie?

Jakbym dostała to pytanie w pierwszych trzech godzinach trekkingu, odpowiedziałabym, że nie. Realia są jednak nieco inne i ilość niepożądanych rzeczy, które mogą się wydarzyć podczas przeprawy jest spora.

  1. Przed wejściem do parku Taman Negara przewodnik pyta o stan zdrowiaalergie, nadciśnienie, problemy z sercem, choroby układu oddechowego. Jeśli przyjmujesz leki, może prosić o instruktarz, w razie konieczności podania. Przewodnik posiada także przy sobie apteczkę z podstawowym zaopatrzeniem oraz surowicę.
  2. Dżungla żyje swoim życiem – być może spotkasz pająki, skorpiony, węże, pijawki. Czasami jeden fałszywy ruch może skończyć się tragicznie dla turysty, bo w dżungli znajduje się całkiem pokaźna ilość jadowitych i potencjalnie zabójczych dla człowieka stworzeń. Najważniejsze to patrzeć pod nogi i nie dotykać nic bez konieczności. W razie ugryzienia/ użądlenia/ pokąszenia należy zgłosić ten fakt przewodnikowi.
  3. Upał i niemalże 100% wilgotność gwarantują ekstremalnie niesprzyjające warunki dla człowieka. Pot leje się do oczu, a im więcej pijesz, tym więcej wypacasz. Bardzo łatwo się odwodnić, więc pamiętaj o ciągłym nawadnianiu się.
  4. Nie radzę lekceważyć miejsca i zbaczać z wyznaczonych ścieżek bez osoby doświadczonej. Dżungla nie ma litości i według przewodnika, co jakiś czas dochodzi do zaginięć. Według lokalsów, dżungla w zamian za możliwość podziwiania jej wnętrza, co 6 lat domaga się ofiary. Część ofiar wraca, ale nie każdy ma tyle szczęścia. Dla przykładu, ciała amerykanki o imieniu Grace, już nigdy nie odnaleziono. Odnaleziono za to ciało kilkuletniego chłopca, najmłodszą ofiarę lasu. Innym zaginionym był hindus, który przez dziewięć dni szukał drogi wyjścia. Jedna fotografka została odnaleziona po 19 (!) dniach błąkania się po dżungli. Pokora – słowo klucz.
  5. Będąc w lesie deszczowym, spodziewaj się deszczu – przygotuj się na tą okoliczność, czytając dalej.
park taman negara
roslinność parku narodowego w malezji

Taman Negara, cz. I – Pot

Spacer wyznaczoną ścieżką, piękna pogoda, co prawda upalnie i wilgotno, ale idziesz niemalże w ciągłym cieniu. Na trasie nieznaczne przewyższenia, ale przeważnie płasko. Nic, czego się nie spodziewałam. Pierwsze godziny marszu właśnie tak mogę opisać.

ja przed deszczem, taman negara
Jeszcze przed deszczem, a już przemoczona 😉

Nasz przewodnik był młody, ale doświadczony. Posiadał dużą wiedzę o florze i faunie, a także chętnie się nią dzielił. Potrafił dostrzec w gąszczu lasu obserwujące nas zwierzęta, prezentował rzadkie gatunki roślin, opowiadał o tutejszych praktykach ziołolecznictwa i medycyny naturalnej. Na początku robił sporo przerw, aby każdy z naszej pięcioosobowej grupy miał czas odetchnąć i dostosować się do ekstremalnej wilgotności w lesie.

Okazało się, że oprowadza także polskie wycieczki z dwóch znanych komercyjnych biur podróży. W ten sposób nauczył się kilku przydatnych słów w języku polskim: „komary, żaby, pająki, skorpiony, pijawki…” Wyliczał po polsku stworzenia, na które musimy uważać. W sumie wszystkie z wymienionych, wydały nam się oczywiste do spotkania w dżungli, tylko pijawki nas zastanowiły. Podpytaliśmy się przewodnika, czy na pewno chodzi mu o pijawki? Może miał na myśli kleszcze? W końcu język polski nie jest mu aż tak bliski.

Miał na myśli pijawki. Do tego dnia, nie wiedziałam, że pijawki mogą też żyć na lądzie. I tego dnia przeżyłam małą traumę.

W połowie drogi, po mniej więcej 3,5 h marszu zatrzymaliśmy się na dłuższą przerwę nad rzeką, aby w spokoju zjeść obiad dostarczony przez organizatora wyprawy – ryż z jajkiem. W końcu poza koronami drzew pojawiło się też niebo. No i widok nie zachwycał – ewidentnie zbierało się na deszcz.

Obiad mistrzów
park taman negara, malezja
Jeszcze wesoła, nieświadoma nadchodzącego 🙂

Taman Negara, cz. II – Łzy

Okazało się, że to niebyle jaki tam deszcz. To była prawdziwa, tropikalna ulewa, trwająca ponad dwie godziny. Szliśmy przez dżunglę w totalnej nawałnicy, zdani całkowicie na wiedzę i doświadczenie przewodnika. Jeśli zabłądzisz w dżungli, podczas takiej ulewy, szanse na odnalezienie ścieżki masz niemalże zerowe. Zakręcisz się dwa razy wokół własnej osi i gwarantuję Ci, że tracisz orientację, bo wszystko wygląda tam samo, a dodatkowo obraz jest zamazany przez strugi deszczu. Po zabezpieczeniu naszych dokumentów w i tak już przemoczonych plecakach, szliśmy przez kolejne 10 minut.

Deszcz był tak intensywny, że musiałam po chwili wyciągnąć ręcznik i owinąć wokół głowy, bo woda ciurkiem ciekła mi po twarzy. Bałam się, że wypłyną mi soczewki z oczu.

Suche podłoże momentalnie zamieniło się w śliskie błoto, a ograniczone przez ulewę widzenie, wymuszało chwytanie się drzew i gałęzi w celu asekuracji. Przy stromych zejściach zamontowane były liny asekuracyjne. Nie będzie przesadą, jak dodam, że jedna z tych lin uratowała moją skromną osobę, bo gdyby nie jej obecność, zjechałabym po błocie na sam dół kilkumetrowej skarpy, obijając się o kamienie i korzenie drzew. W tamtym momencie cała wycieczka zamarła, bo gdyby mój chwyt nie wytrzymał ciężaru, mogłoby dojść do tragedii. Według relacji R. przewodnik w tamtym momencie stanął jak wryty, nie wiedząc, jak może mi pomóc.

Na szczęście, adrenalina dodała mi mocy, przez co ześlizgnęłam się, a następnie zakołysałam, na wciąż trzymanej linie, gdzieś w połowie skarpy. Linę musiałam bez przerwy trzymać, bo nogi na błocie rozjeżdżały mi się na wszystkie strony. Dla równowagi dodam, że każdy z naszej pięcioosobowej grupy zaliczył w tym miejscu poślizg, nawet przewodnik. Różnica była taka, że mój był najbardziej spektakularny 🙂

*Z tamtego okresu nie mam ani jednego zdjęcia – ulewa uniemożliwiała wyjęcie telefonów.

Taman Negara, cz. III – Krew

Gdy tylko pojawił się pierwszy deszcz, pojawiły się też pijawki. To było zaskakujące, bo nie miałam świadomości, że pijawki mogą żyć na lądzie. Jeszcze pięć minut wcześniej nie było ani jednej! W Malezji można rzec, że coś „wychodzi jak pijawki po deszczu„.

Para Francuzów i Malezyjczyk mieszkający na Borneo popełnili błąd – ubrali krótkie spodenki. Średnio co kilka minut zmuszeni byli ściągać z nóg wędrujące glizdy, które tylko szukały odpowiedniego miejsca do wgryzienia się. Czyhają na liściach i w trawie przy ziemi, a kiedy Twoja noga już się tam znajdzie (a nie daj Boże, dłużej postoi) szybko wpełzają na obuwie, a następnie kierują się ku górze.

Mieliśmy długie spodnie, skarpetki i zakryte buty. Moje długie spodnie były zakończone gumką ściągającą na kostce i uznałam je za dobrą ochronę, tym bardziej że chroniły mnie jeszcze długie skarpetki. Pomyliłam się. Podczas cudownej kąpieli przy wodospadzie, czyli celu naszej drogi, już bez deszczu, kierowaliśmy się w stronę rzeki. Zanim przypłynęła łódź, która miała zabrać nas do wioski tubylców, mieliśmy czas na doprowadzenie się do porządku. To był ten czas, abym podciągnęła spodnie.

Cel naszej podróży
I odrobina beztroski
Domek w wiosce aborygenów.
Widoki w wiosce.

No i co? Jasne, że miałam pijawki. Jedna z nich była już tak opita, że zamiast glizdy, wielkością przypominała ślimaka. Momentalnie oderwałam ją od mojej nogi – to był instynkt, niezgodny z prawidłową techniką usuwania pijawek. Drugą pijawkę – jeszcze nie wgryzioną – pomógł mi zdjąć R., bo była tak mała i śliska, że nie mogłam sobie poradzić.

W tym czasie kiedy R wałczył z pijawką, z rany po tej pierwszej, ciurkiem zaczęła lecieć krew. Pijawki w swojej ślinie posiadają hirudynę, która zapobiega krzepnięciu krwi oraz histaminę, która rozszerza naczynia krwionośne. Dodatkowo ich ślina zawiera substancję znieczulającą, więc nawet nie poczułam wgryzienia. Co ważne, pijawki nie roznoszą chorób, ale już do końca dnia nieprzerwanie leciała mi krew z rany.

Moje zakrwawione spodnie – odpuszczę sobie pokazywania rany.

Jak się przygotować na trekking po dżungli?

Z naturą nie ma żartów. Na podstawie mojego doświadczenia w Taman Negara, przygotowałam listę jak się przygotować na trekking po dżungli:

  • Odzież: zakryte obuwie sportowe + długie skarpetki (nie stopki) – długie, dopasowane spodnieleginsy, koszulka z krótkim rękawem, wygodny stanik sportowy, nakrycie głowy, pojemny plecak,
  • Jedzenie: Korzystając z całodniowej wycieczki z przewodnikiem dostajesz prowiant (obiad np. ryż z jajkiem, 1,5l butelka wody, owoc, krakersy, batonik itp.), Zalecam zaopatrzyć się jeszcze w inny napój poza wodą, która według mnie słabo gasi pragnienie. Idealny byłby napój z elektrolitami, isotonic, sok pomarańczowy. Jeśli z jakiegoś powodu organizator nie oferuje jedzenia, powyższe przykłady świetnie się sprawdzą.
  • Mugga lub inne środki ochronne na owady,
  • Jeśli korzystasz z kilkudniowej wycieczki z noclegiem w dżungli, dopytaj o śpiwór. Organizatorzy mogą oferować w zestawie, ale lepiej mieć własny,
  • Drobna gotówka (płatne bilety wstępu do parku, wejście na Canopy Walkway, możliwość kupienia pamiątek w wiosce tubylców) i dokumenty, schowane najlepiej w wodoodpornym etui (w razie deszczu oraz przeprawy łodzią, gdzie na pewno też zmokniesz) WAŻNE: W wiosce nie ma bankomatu, zaopatrz się w gotówkę.
  • Krem z filtrem ochronnym.

Podsumowanie

Czy podobała mi się przygoda w Taman Negara? Zdecydowanie TAK! Nie ukrywam, że był to jeden z cięższych dni podczas wyjazdu, gdzie zmęczenie, głód i niesprzyjające warunki pogodowe dały nam popalić, ale było warto. Po takim dniu czujesz przede wszystkim satysfakcję i ulgę.

Oto przedstawiam „satysfakcję i ulgę” po 8h w dżungli 😉

Prawdę mówiąc, jeszcze przed wyprawą rozważałam wykupienie dodatkowej wycieczki „Nocne Safari” ale po tym, co przeżyliśmy, stwierdziłam, że nam wystarczy. 😉 Może gdybyśmy przed nocną wycieczką mieli z powrotem nasze ciuchy, które oddaliśmy do prania, to jeszcze bym się skusiła. Ostatecznie pranie nie zdążyło do nas wrócić, a nie mieliśmy lepszej odzieży na powrót do lasu.

W każdym razie, polecam każdemu wyprawę mimo, że wiem, jak przedstawiłam ją powyżej – niemalże, jakbym walczyła o przetrwanie! Ale takie przygody kształtują przede wszystkim charakter – niepoddawanie się, stawianie czoła przeciwnościom losu, umiejętność dostosowywania się do sytuacji. Dostałam tam też świetną lekcję przetrwania, więc teraz przynajmniej daję sobie szansę na przeżycie w lesie tropikalnym 😉

No i najważniejsze – to było MOJE DOŚWIADCZENIE. Mieliśmy pecha i pogoda dała nam niezłą nauczkę, ale jestem pewna, że gdyby słońce towarzyszyło nam przez resztę wyprawy, nie miałabym tylu wspomnień. Być może Twoja przygoda będzie obfitować w inne doświadczenia – i dobrze! W dżungli wszystko może się wydarzyć 🙂

Jeśli lubisz kontakt z naturą, to Ipoh w Malezji również przypadnie Ci do gustu!

obrazek informacyjny

Przeczytasz tu o:

Instagram

Chcesz popodróżować ze mną jeszcze chwilę?

Komentarze

2 Responses

  1. Świetny artykuł. W czasie poszukiwania w sieci informacji trafiłam na ten artykuł. Wielu autorom wydaje się, że mają rzetelną wiedzę na poruszany przez siebie temat, ale często tak nie jest. Stąd też moje ogromne zaskoczenie. Czuję, że chyba powinienem wyrazić uznanie za Twoją pracę. Będę polecał to miejsce i regularnie wpadał, żeby zobaczyć nowe artykuły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *